Do wyjazdu na super wietrzną Fuerte przygotowywaliśmy się bardzo starannie. Razem z tatą mieliśmy 5 kitów i po 2 deski (w tym surfing który okazał się niestety najbardziej katowaną deską). Wylecieliśmy z Berlina w czwartek 07.02 i po przesiadce w Madrycie, gdzie koczowaliśmy 4 godziny, dolecieliśmy na Fuertaventure o 19.00.
Po pobudce pierwszego dnia, byliśmy zachwyceni widokiem wyspy i napaleni na pływanie, więc ruszyliśmy na spot. Wszystko prezentowało się super. Flag Beach- najlepszy spot na północy wyspy, gdzie mieszkaliśmy, wyglądał się całkiem fajnie. Samochód zostawiliśmy na poboczu (jak wszyscy) i poszliśmy nad samą wodę- czyli jakieś 250 metrów. Szkółka na spocie była dosyć uboga i wyglądała jakby została uklepana z desek przez stado ziomali z Bombaju. Wiaterek był tego dnia ładny i polecieliśmy na wodę. Od razu rozwalił mi się pad w mojej deseczce Slingshota (pewnie Koniu już się cieszy) i pływałem przez większość czasu na SU-2. Po 2 godzinach zaczęło siadać i był to chyba najlepszy dzień jeśli chodzi o wiatr. Kończąc pływanie na niskiej wodzie okazało się że przy plaży jest pełno niebezpiecznych skał na których łatwo można było pociąć nogi. Drugi dzień był też wietrzny, ale wiatr był bardzo szkwalisty. Dziwne jest to, że nie spotkaliśmy ani jednego wymiatacza, a większość ludzi dopiero uczyła się pływać z deską. Na Fuercie nie ma żadnego localesa który potrafi coś konkretnego. Wszędzie można było zobaczyć jak ktoś ma deskę na leashu albo ogarnia one handed switch.
Potem z wiatrem się pogorszyło. Kompletnie bezwietrzne dni spędzaliśmy na nauce surfowania i skimboardzie. Jeździliśmy wtedy do El Cotillo, gdzie plaże były ekstra i fale całkiem spoko.
Mniej więcej po tygodniu przywiało (ale tylko na jeden dzień). Wiatr znowu był szkwalisty i cały czas się wzmagał. Pod koniec dnia wiało jakieś 50/ 60 knotów. Potem znowu nastał czas plażowania. Przy okazji zwiedziliśmy też Lanzarote i okazało się że jest tam tajemnicze miasteczko Ye. Czy ma ono jakiś związek z okrzykiem WKL? Ostatni wietrzny dzień uradował nas tylko przez 2 godzinki, w których wiało jakie 15/ 20 węzłów- szkwaliście oczywiście. Mimo to udało zrobić się parę fotek.
Ogólnie Fuerty w tym okresie nie polecałbym nikomu, ponieważ wiatr jest niepewny, spoty pełne skał, a kiterzy klasy niemieckich switch riderów. To zdecydowanie nie jest wyspa na trening freestyle, a fale są kijowe do surfingu. Wracaliśmy do domu zawiedzeni, bo ja liczyłem na ostry trening, a tata na wysokie loty i duży wave. W Madrycie udało nam się przyuważyć gości na longboardach, naprawdę nieźle wymiatali. Muszę się pochwalić na koniec. Mimo że pływaliśmy tak mało udało mi się wylądować parę razy slima, przełapałem frontmoba i KL HP.
Pozdrawiam Marek Rowiński - Cabrihna Team
Eska