Cała podróż upłynęła szybko (ok 35h) i ok. 11 rano dojeżdżaliśmy już na miejsce. Tuż przed ostatnim wzniesieniem dzielącym nas od celu dostaliśmy sms'a od Ziuty "Kiedy będziecie? Zaczął wiać całkiem silny Levante". "Całkiem silny Levante" ukazał się na wzniesieniu, z którego widać było ocean i morze "posypane styropianem"! SZOK! Grzywka na grzywce! Taki widok od razu rozbudza w człowieku pozytywne emocje.
Szybko znaleźliśmy kwaterę Loft'a, gdzie Monty Spindler (właściciel i główny projektant) dał Agnieszce żagle wave'owe, odebraliśmy klucze od mieszkania i ruszyliśmy na plaże. Ja wraz z Przemkiem otaklowaliśmy nasze najmniejsze żagle- 3.7 natomiast Aga wraz z Rysiem wzięli Lofty 3.1 i 3.9 (niecodzienny widok - Rysiu na mniejszym żaglu niż 4.2). Baliśmy się, że może okazać się mało mocy ale zmęczeni po podróży nie chcieliśmy się siłować… Okazało się że i tak było dość dużo na naszych najmniejszych zestawach!
Następnego dnia Ziuta zabrała nas do Bolonii na małą falkę, gdzie rozgrzaliśmy się i przygotowaliśmy do pływania w Canos de Mecca (spot wavowy oddalony od Tarify o 50km). Słuchając opowieści o Canos gdzie wieje słabiej niż na Tarifie i gdzie potrafi wiatr gwałtownie siąść uzbroiliśmy żagle 4.5… Okazało się to niezbyt rozsądne ponieważ ledwo z Przemkiem wróciliśmy do brzegu! Po szybkim przetaklowaniu na 3.7 spędziliśmy rewelacyjny dzień, chyba spokojnie mogę powiedzieć że jeden z lepszych dni na desce w moim życiu. Wiatr był równy, przy brzegu nie brakowało mocy a nawet było jej za dużo. Fale z godziny na godzinę rosły i dochodziły do ponad połowy masztu. Z uśmiechem na twarzy skończyliśmy tak dzień.
Na miejscu poznaliśmy Polaka, lokalesa - Marcina Ratajczyka, który siedzi już na Tarfie ponad 4 lata. Jak nam powiedział to fale dzisiaj nie dopisywały i warunki wcale nie były rewelacyjne…jak dla nas BULLSHIT;) Następne dwa dni spędziliśmy w równie "niezbyt rewelacyjnych" warunkach na Canos. Byliśmy w szoku, że pogoda nam tak dopisała! A windguru pokazywało podobny wiatr na kolejne 10 dni!
Po 3 dniach pływanie w Canos przyszedł swell. Z prawej strony wyspy na Tarifie, łamała się na całej długości plaży, falka od 1- 2m. Do tego wiał bardzo mocny side-off shore. Wraz z Przemkiem pomyśleliśmy, że są to super warunki do jazdy z falą. Więc na 3.7 zaatakowaliśmy te idealne falki. Okazały się bardzo trudne do złapania i objeżdżania bo były mega szybkie i tak mocny wiatr tylko utrudniał ich złapanie. Po godzinnej sesyjce uderzyliśmy z powrotem na nasz ulubiony spot do Canos.
Następny dzień nie był już tak silny (wiało ok. 20kts) i postanowiliśmy podleczyć nasze kontuzje, zadrapania i zmęczenie. W ramach odpoczynku pojechaliśmy do pracowni Monty'iego Spindlera, gdzie wraz z nim otaklowaliśmy najnowsze żagle race'owe Agnieszki. W czasie pracy przy żaglach znacznie poszerzyliśmy swoją wiedzę na temat windsurfingu, (Monty zdradził nam kilka swoich "sekretów".)
Kolejne dni to trening silno wiatrowy na slalomie i rewelacyjne pływanie w Canos. Na koniec naszego pobytu Levante niestety osłabł i tak mieliśmy jeden dzień "pływania" na surfingu i formule. Tarife opuściliśmy w piątek, wraz z nadejściem deszczu, zimna, braku wiatru i ogólnie rozumianego syfu.
Podsumowując był to jeden z najlepszych naszych wyjazdów. Warunki dopisały jak nigdy! Zaliczyliśmy wszystko co mogliśmy: wave (98% z 11 dni na 3.7), slalom, formule i surfing. Jedynie nie pojechaliśmy do Sierra Nevade na snowboard ponieważ Przemek oczywiście zapomniał deski, a poza tym na brak wiatru nie narzekaliśmy!
Michał Pietrasik (Billabong, Easy-Windsurfing)
Agnieszka Pietrasik (The Loft Sails, Easy-Windsurfing, Billabong, Starboard)
Przemek Siemiński (Vento, ASCO, North Sails)
Bogo