Na pierwszy treningowy wyjazd w tym sezonie wyjechałem do Dahabu (Egipt). Dotarłem tam 16 stycznia w południe. Po przyjeździe z zimnej i deszczowej Polski Egipt przywitał mnie 25 stopniami i bezchmurnym niebem. Szykowały się piękne dwa tygodnie. Mieszkałem u znajomych (Polaków) w mieście. Żyliśmy w składzie: Karolina, Bartek, Piotrek, Picia i Michał (Michał, co prawda, tylko przez 2 dni potem wrócił do Polski). Mieszkaliśmy w „domku" z ogrodem, palmami i ekstra hamakiem.
Pierwsze dwa dni nie wiało w ogóle. Przez kolejne dni wiało słabo na 5,7, ale dało się „coś skoczyć". Wiało zazwyczaj od godz. 11 do 14. Po południu snorkling i inne rozrywki. Przez pierwszy tydzień wpływałem się w nowe żagle. Na początku drugiego tygodnia wiało troszeczkę mocniej. Było dobrze na 5,2.
Pewnego wieczoru nagle zaczęło wiać. Pływaliśmy przy pięknym zachodzie słońca, a potem po ciemku. Kolejne dnie mijały podobnie: pobudka przez koguta sąsiadów, śniadanie, pickupem do bazy nad laguną, czekanie na wiatr albo pływanie.
Podczas wyjazdu pływałem na żaglach Neil Pryde Expression 08 oraz desce JP Freestyle 99. Żagle w porównaniu do modelu z zeszłego roku są bardziej stabilne, mają lepszy ciąg oraz przede wszystkim są bardziej manewrowe.(dzięki skróceniu dł. po bomie) Podczas pływania dają wrażenie miękkich i komfortowych.
Pewnego razu zostaliśy zaproszeni na rosyjskie ognisko i pieczone ziemniaki. Było bardzo miło. Ziemniaki były pycha... Następnego dnia wszystkich strasznie bolały brzuchy :)
W przedostatni dzień (bezwietrzny) mojego pobytu włączył nam się tzw. turysta i poszliśmy (Bartek, Picia i ja) z lokalesem w góry. Po 1,5 h po baaaaardzo hardcorowej przeprawy skałami dotarliśmy na szczyt. Widok był przecudny!
W ostatni dzień nie wiało kompletnie nic. Gdy tylko spakowałem sprzęt, zaczęło wiać i to z bardzo dziwnego kierunku – zachodu. W Dahabie ten kierunek zdarza się bardzo rzadko, najczęściej właśnie w okresie zimowym. Nie mogłem siedzieć na plaży skoro wiało i miałem jeszcze trochę czasu do odlotu, więc na pożyczonym sprzęcie zaliczyłem delikatną sesję. Jeśli chodzi po psotępy to zaczęła mi powoli wychodzić shaka. Dopracowałem swoje tricki na switchu (poprawiłem styl) oraz zacząłem sie uczyć tricków na drugi hals.
Niestety wieczorem musiałem opuścić Dahab. Tradycyjnie zaliczyłem Burger Kinga na lotnisku w Sharmie i siuu do zimnej Polski. Nastepny wyjazd w marcu. Wkrótce film z kilku wyjazdów.
Na koniec chciałbym bardzo podziękować Bartkowi za gościnę i mieszkanie. Firmie Surftravel za bilet. Karolinie, Piotrkowi i Pici za super atmosferę! Wielkie Dzięki !
Pozdrawiam
Kuba Kołakowski POL 54 (sponsorzy: JP , Neilpryde , Boardsport)