12.10.2007
Two Man Trip czyli ...

CrazyHorse na łejwuCrazyHorse na łejwu

- Halo, jak tam przygotowania?
-Dobrze, właśnie ustaliłem, że nie bierzemy desek!!!
- Jak to nie bierzemy desek?!
- No nie bierzemy desek do freestyle oczywiście, tylko surf i longboard!
- Dobra, niech będzie, będziemy tylko jeździć na falach, a jak nie będzie wiatru to surf i longboard? Kozak!
- Tak jest, o to chodzi!”

Tak właśnie wyglądały rozmowy przed wyjazdem, na który od początku byliśmy ustawieni z Jankersem i ewentualnie szukaliśmy trzeciej osoby, na wyjazd do...Danii. Jak się jednak okazało pierwszej nocy, dobrze się stało, że byliśmy tylko we dwóch, bo czasami jak Janek się rozpychał, to i tak brakowało miejsca. Oczywiście pod łóżkiem też było pełno, bo aż 4 deski surfingowe, 2 directinale ( tak na wypadek bardzo silnego wiatru ;), 3 longboardy i 8 kajtków.

KrabKrab

Trasa zleciała nam bardzo szybko: 6h do granicy...myślę sobie, dobra już mamy dobry haj łej, to cisne dalej....godzina 3 w nocy...najgorsze za mną (była dobra prognoza i chyba to spowodowało, że miałem ciśnienie na fale w Hvide Sande)...jest Dania, patrzę na mapę, dobra to już pociągnę do końca i tak po 13 godzinach byliśmy na miejscu. Zupełnie przypadkiem znaleźliśmy kampera „Marchewy”, który napisał tylko: stoję 2km przed tą wiochą na parkingu po lewej w głębi” ;)

Pierwszego dnia mieliśmy najmocniejszy wiatr i największe fale, mimo to oczywiście wyskoczyliśmy unstrapped na 7m i ze zgrabiałymi dłońmi i stopami po ok. 15,h na wodzie kończymy pierwszą sesję wyjazdu. Dobrze, że na spocie nie było innych Polaków i żadnej mocherowej wycieczki, bo jedyne co było słychać, to: „K.....jak zimno”, „Ja p... takie pływanie” Przecież oczywiście byliśmy twardzi i nie założyliśmy: butów, rękawiczek i kapturów, tak jak większość przykładnych Niemców. Wieczorem kierujemy się na północ i rano opuszczamy słabo zafalowany Voruper i jedziemy 15km dalej do Klit, gdzie zastajemy niezłe warunki z falą ok. 2m, side shore z lewej strony na cyplu. Słowem miód, odpalamy 9 i na wodę! Na szczęście południowy wiatr trochę nas rozgrzał i tak tylko we dwóch na wodzie katowaliśmy fale heel i toe side.

Jankers Jankers



Wcale nisko nie było...Wcale nisko nie było...

Kolejne dni, to sprawdzanie pogody i przemieszczanie się od spotu do spotu w poszukiwaniu jak najlepszych fal. Gdy zupełnie nie wiało, to oczywiście katowaliśmy longi, czyli surfing w wydaniu miejskim, obejrzeliśmy od środka kilka bunkrów, znaleźliśmy koszyk grzybów, a wieczorami grzaliśmy tyłki stojąc tyłem busa metr od rozpalonego wcześniej ogniska. Najlepsza akcją było zawieszenie latawca na latarni. Podczas czekania na mały prom Janek wyciągnął longa, 6 boxera i po chwili jak się zamieniliśmy, kiedy jechałem z kamerką w jednym ręku kajt zahaczył mi o latarnie podczas skrętu i zawinął się na samej górze jakieś 5 razy. Po 2 godzinach kombinacji, łącznie z telefonem po straż pożarną (krzyknęli 250 euro) Janek wdrapał się z nożem na jakieś 8-10metrów i odciął kilka linek dzięki czemu latawiec swobodnie spadł na trawkę.

Niestety plan surfingowy średnio wypalił i śmigaliśmy tylko 2 dni, choć mimo to zaliczyliśmy kilka bottom turnów i off the lipów na 6’1 „Rybce” Jankersa. Oczywiście było widać potencjał na kilku spotach ale zwyczajnie nie trafiliśmy na wymarzone duńskie brejki.




Pod koniec wyjazdu czekaliśmy na północny-wschód, który pierwszego dnia zaskoczył nas ładnymi falami w Klit pod koniec dnia i to był decydowanie dzień wyjazdu. Nasze dziewiątki zostały ostro wymęczone, a brejk na cyplu ostro pocięty i na koniec dnia zrodziło się dość standardowe pytanie: Dlaczego tak późno? Ostatni dzień to znowu płn-wsch, temp. odczuwalna 8 stopni i spory odpływ na rafie, dzięki czemu jednogłośnie podjęliśmy decyzję o przyśpieszonym powrocie. Tak samo jak jednogłośnie zadecydowaliśmy o powtórce z rozrywki w przyszłym roku.

Tekst i zdjęcia: CrazyHorse

sieFotografuje

Eska

Źródło:

www.boardandkite.pl
top