Był bezwietrzny, słoneczny czwartek 06.09, z nudów właśnie wybieraliśmy się na plażę, jednak przed zamknięciem drzwi zadzwonił telefon. Halo, Grodzio, co tam? - Jest prognoza, od jutra, na Danie, Jedziecie?. Dwie godziny później byliśmy już w drodze. „Byliśmy”, to znaczy: ja (Siemin), Pietras (zawsze gotowy na takie akcje), Rysiu (szczęśliwy odbiorca telefonu od Grodzia), no i sam Grodzio (pomysłodawca wyjazdu).
Pierwszy przystanek mieliśmy w Słupsku, gdzie zjedliśmy obiadokolację w złotych łukach. Następny to stacja paliw w Niemczech, a kolejny to już plaża w
Hvide Sande South - miejscówka gdzie są najlepsze waruny przy północnym zachodzie w Danii.
Zaraz potem jak znaleźliśmy domek, zjedliśmy śniadanie i ucięliśmy sobie krótką drzemkę, uderzyliśmy na wodę. W ruch poszły żagle 5.0- 5.5. Wszystko wydawało się idealne, równa, długa fala, wiatr delikatnie do brzegu, słoneczko, w miarę ciepła woda. Jednak, po chwili ktoś mądrze zauważył, że wiatr wieje z prawej strony… No cóż tego nie przewidzieliśmy.
Pierwszy dzień minął, zatem na nauce skoków na prawym i jazdy z falą na lewym. Kolejny dzień, sobota. O 10.00 już jesteśmy na spocie. Wychodzę na plażę, poczym spuszczam głowę i zamykam oczy...
Tak waliło piachem!!! Wiatr ok. 40 kts, 4m fala i mnóstwo małych żagielków. Zatłoczenie na spocie wynikało z odbywających się tam zawodów wave'owych, na których zagościła cała śmietanka duńskiego windsurfingu (m.in. Robert Sand, Lars Petersen).
Od lewej - Siemian, Pietras, Rysiu i Grodziu
Poskładaliśmy najmniejsze zestawy i jazda na wodę. Tego dnia nikt się nie oszczędzał. Niestety, jakiekolwiek próby loopów na prawym kończyły się mega glebami. Grodzio, będąc ok. 800m od brzegu podłożył się pod gigantyczną falą i tyle widział swój sprzęt. Do brzegu dotarł kraulem, tracąc jedynie 2km wysokości i sprzęt, który wypluło trochę dalej.
Dnia trzeciego dnia powitało nas piękne słońce i słabe 15 węzłów. Pamiętając wcześniejszy armagedon, nikt nie spieszył się na wodę. Pierwsze fale zaatakowaliśmy dopiero wieczorem, na dużych zestawach i głównie po to, aby utrzymać dobrą kondycję na kolejny, już ostatni dzień naszego pobytu.
Poniedziałek, zaczął się tak jak oczekiwaliśmy: równiutkimi 25knotami, side shore i konkretną falą. Każdy chciał się napływać waveu na zapas tak, więc równo z zachodem słońca opuściliśmy akwen.
Wyjazd ten, wszyscy, jednogłośnie określili zaje... fajnym. I oby takich więcej i większą ekipą!
Pozdrawiam,
Przemek Siemiński, POL-239 (Vento, Asco)
w współpracy z: Michał Pietrasik, POL-192 (Billabong, Hydrosfera)