Pewnego genialnego zimowego dnia, na naszym home spocie LA Madizza, wpadliśmy z Sebastianem Troszczyńskim (Bax’em) na plan wybycia z naszego pięknego kraju gdziekolwiek, byle było w okolicach 20 stopni i szansa na trochę wiatru. Padło na Tarife - miejsce wielkich możliwości.
Bilety zarezerwowałem tego samego wieczoru, Bax oczywiście myślał, że to ściema z tym wyjazdem (nie poruszał się samolotem od czasów zawodów pływackich w Korei, gdzie mieli desant w okolicy granicy Północ-Południe jak w filmie "Szeregowiec Ryan") hehe. Jednak przesłałem mu mailem potwierdzenie lotu i już nie było odwrotu, lecimy!!!
Trip na lotnisko przeżyliśmy bardzo wesoło, jadąc do Berlina po raz setny, gdzieś się zagapiliśmy na zjazdach i zrobiliśmy cały Ring wokół, po 2,5 godziny jazdy w końcu trafiliśmy spokojnie na lotnisko i to jeszcze z zapasem czasowym (jak nigdy). Sprzęt tym razem bez problemu wzięli (bo hiszpanka odprawiała bagaże) i o 13:00 siedzieliśmy bezpiecznie w samolocie.
Już na miejscu zaczęło się ciężko, od zbierania zabawek po wszystkich taśmach!!!!! Potem standardowy problem z samochodem, wszystko było zarezerwowane, ale kobieta w okienku nie miała naszego potwierdzenia, więc trzeba było wysłać jej mailem, co trochę trwało... Gdy mail doszedł, zadowoleni odbieramy kluczyki i widzimy siebie już jadących, kobieta chce zobaczyć kartę kredytowa, którą była opłacona rezerwacja, oczywiście to był wtedy nasz koniec, bo właścicielka karty jest moja mama i wyszliśmy na złodziejaszków. Szybki telefon do Marcina z Tarify, który jest w stanie przybyć z ciągu 2 godzin najszybciej, więc żeby się nie nudzić, przeprowadziliśmy się z gratami do baru....
Nowy dzień powitał nas surfingiem w El Palmar, siedzieliśmy na spocie cały dzień. Czekając na fale, napotkaliśmy na wodzie wielkie Orki, której przepływały zaraz obok nas. Wieczorem rzuciliśmy się do pierwszego baru jaki napotkaliśmy, żeby poczuć znów smak wspaniałych krewetek.
Kolejnego dnia, zapowiadało się na dobrą zabawę na windsurfingu, jedynym problemem jaki był, to brak sprzętu na zaistniałe warunki (byliśmy tylko zaopatrzenie w żagle 4,5 i 4,7), a wiało na 5,5-5,8. Znajomy Marcina, jest właścicielem sklepu Big Fish i importerem Gaastry/Tabou, tak się złożyło, że potrzebował krótkiego klipu dla prezentacji żagli i desek - zobaczcie filmik na końcu news'a.
Pojechaliśmy na camping do niego, gdzie szefu miał rozłożone juz z 10 pędników, co 0,5 m2 każdy i cała palete nowych desek Tabou '07 (do własnego użytku???) Zrzuciliśmy ciśnienie jakie mieliśmy przez "zime".
Następne dni mieliśmy różnie, raz surfing, raz windsurfing. Jednego dnia trafiliśmy na dziwną pogodę w Tarifie, wiał Poniente z siłą około 30 węzłów, więc ciężko jest znaleźć dobre miejsce z falą, więc na wyczucie :-) ruszyliśmy na camping do naszego zioma od sprzętu.
Wybraliśmy sprzęcik, ja pływałem na 4.7, Marcin miał 4.4, a twardziel Bax zapodał 5,3. Warunki mieliśmy dobre z odrobiną deszczu, bardzo przypominające nasze kochane bałtyckie warunki. Po jakimś czasie Bax musiał zmienić żagiel na mniejszy, bo zaczęło dobrze wiać, a w tym samym czasie Marcin toczył bój w przyboju, który zakończył się złamanym masztem.
Pod koniec wyjazdu obchodziłem urodziny, co zaowocowało mega imprezą.... (resztę tego wieczoru pominę z przyczyn wiadomych). Ostatnie dni mieliśmy już tylko surfing na różnych spotach. Byłem drugi raz zimą na Tarifie i jest tam o tej porze zawsze co robić.
Wielkie dzięki dla Marcina Ratajczaka za ogarnięcie wszystkiego
Pozdro,
Robert Bałdyga POL-18 (Naish, Quiksilver, Mercedes Benz Mojsiuk, Starboard, Sieplywa.pl)