Jak chyba już wszyscy wiedzą, z powodu gęstej mgły zostały zamknięte wszystkie polskie lotniska, co objawia się między innymi tym, że ci co mieli przylecieć, nie dość że nie przylecieli, to w ogóle nie wylecieli i grzecznie koczują teraz na lotniskach w oczekiwaniu na lot do ukochanej Ojczyzny, cały czas sprawdzając prognozę zamglenia na lotnisku docelowym.
Linie lotnicze nawet oferują pobyt w hotelu, ale na widok 300kg sprzętu windsurfingowego mina im rzednie i grzecznie wycofuja się na z góry upatrzone pozycje, czyli znikają szybciej niż odrzutowiec w przestworzach. Niektórzy redaktorzy magazynów windsurfingowych jednak nie załamują się i przy okazji wspomnianego koczowania nie przepuszczają wspaniałej okazji, aby przetestować deski, tym razem pod kątem przydatności do tzw. zalegania. Patrząc na pierwsze wyniki tych testów, wydaje się, że bardziej w tym wypadku liczy się miękki pokrowiec na deskę, niż sama deska, choć te szersze i wyporniejsze zdają się być bardziej odpowiednie. Nie bez znaczenia są również miękkie footstrapy, które doskonale spełniają rolę poduszki, choć są zwolennicy wykorzystania w tym celu quiver'ów. Testy będą trwały całą noc i nad ranem powinniśmy już mieć ostateczne wyniki. Póki co, na lotnisku w Sharm el Sheikh na Synaju samolotu do Polski nie ma, ale internet jest. Prognoza mówi, że w Gdańsku mgła ustąpi około południa, więc jest nadzieja... a nam powoli mija 10 godzina na lotnisku...
Po jakimś czasie...
Mamy juz wstepne wyniki testów desek jako łózek. Podczas pierwszej nocy okazało się, że najlepsze rezultaty osiągnęły deski, które mają relatywnie płaski pokład i pokrowce pokrytę refleksyjną, metaliczną powłoką, gdyż odbijają ciepło wytwarzane przez ciało podczas snu. Kompletnie nie nadają się natomiast boardbagi kombinowane z pokrowcem na bomy. Takie wersalki do spania nie nadaja się wogóle! Swoją drogą linie lotnicze Air Memphis wykazały się sporym poczuciem humoru, wyceniając transport naszego sprzętu na ok 1500 USD, przy zastosowaniu bardzo prostego przelicznika - 7 USD/1 kg nadbagażu, czym doprowadziły nas do niepohamowanych spazmów śmiechu przez następne pół godziny.
Ale to i tak wszystko nic w porównaniu do wczorajszej wypowiedzi rzecznika prasowego lotniska na Okęciu, który na sugestię, że lotnisko zostało całkowicie sparaliżowane przez mgłę odparł: "Nie ma mowy o paraliżu lotniska. To tylko problemy z nieprzyjmowaniem samolotów i niezezwalanie na ich odlot. Lotnisko cały czas funkcjonuje". Tak czy inaczej - mamy na lotnisku bufet, łazienkę i internet. Meble biurowe i komplety wypoczynkowe zapewniamy sobie sami. Jesteśmy więc przygotowani na to, że mgła nie ustąpi jeszcze przez tydzień. Po tym czasie rozglądniemy się za jakąś pralnią.
Goli