21.04.2014
Uzależnieni od fali, czyli Baltic WAVEholics!

Przepraszam, którędy na falę ?Przepraszam, którędy na falę ?


Cześć Jaca, jest mała przerwa między sztormami, mamy więc chwile czasu, żeby wypytać Cię o Wasze rajdy wzdłuż wybrzeża.

Przedstaw się czytelnikom, kim jesteś, jak trafiłeś do kitesurfingu ?

Jaca: Jestem ex-­skórokopaczem, piłkarzem znaczy się. Do kita trafiłem stosunkowo niedawno, bo 3,5 lata temu nie mając uprzednio żadnych doświadczeń w sportach wodnych. Przymierzałem się wcześniej, aby zacząć, ale jakoś się nie udawało. Mam kolegę z Krakowa, który przyjeżdżał na kite na półwysep i za każdym razem się dziwił, że ja tego nie robię mając takie waruny dookoła. No i w końcu ruszyłem na kurs.



Stawny strapless airStawny strapless air


Jak to jest z tymi falami ? Zaczynaliście od twin tipów płaskiej wody w Rewie. Wiem, że duże ciśnienie było na progres, tricki, kiteloopy... Co skłoniło Was, żeby spróbować fali i zmienić deskę na kierunkową?

Praktycznie od początku pływania na tt wiedziałem, że docelowo będzie fala, Stawny pływał na fali na ws, więc logicznie, że również był zainteresowany falą, inni zaczęli trochę wcześniej jak my. Ta świadomość wave u mnie wynikała pewnie z wieku, przebytych kontuzji, preferowania na nartach jazdy poza trasą i na muldach, z którymi nawet fale mi się kojarzyły na początkowych sesjach tt wave. Pierwsza zaliczona fala to był twintip w Karwieńskich Błotach II. Nauka freestyle i kite była tylko drogą do wave. Poszło szybciej niż myślałem. Po roku czasu na kite zakupiliśmy pierwsze dechy kierunkowe. Generalnie musiało pójść szybko skoro w tamtym okresie katowaliśmy ze Stawnym ponad 100 sesji rocznie licząc snowkite. Oczywiście wszystko lokalnie, bez wyjazdów. Sam się dziwię jak sobie przypomnę tamte intensywne początki.



Jaca - marcowy backside off the lipJaca - marcowy backside off the lip

100 sesji rocznie? Chyba żartujesz, to przecież średnio sesyjka na wodzie co 3,5 dnia...

Widzę, że nie wierzysz, więc służę wykresami analityka Stawnego. Proszę bardzo rzut oka na 2012 rok. Widać sporą ilość pływań stacjonarnych, przeważają nad spływami. Największa ilość sesji marzec i czerwiec. W tamtym okresie zdarzały się tygodnie, że 5dni byliśmy na wodzie, co wydaje się dużą liczbą. Cisnęliśmy raz wave raz twintip w zależności od warunu. W drugiej połowie 2012 tendencja zaczęła się zmieniać z większej ilości stacjonarek na korzyść downwindów. Statystyki 2013 pewnie niedługo zostaną zaprezentowane na naszej stronce.


Obecnie pływając głównie na otwartym i na deskach wave nie używamy latawców o rozmiarach większych niż 9m, a te są w ruchu też coraz rzadziej. Od dłuższego czasu podstawowymi rozmiarami stały się 6-7m, a wiadomo że mniejszy latawiec oznacza większy komfort i frajdę na fali.



Rok 2012 - 104 sesje na wodzie z czego 26 downwindów i i 76 sesji stacjonarnieRok 2012 - 104 sesje na wodzie z czego 26 downwindów i i 76 sesji stacjonarnie

Wycisnęliście sezon jak cytrynę, wrócimy do tego... Przejdźmy do BWH, czyli Baltic WAVEholics to Wasz fejsbookowy profil, powiedz coś więcej o ekipie i projekcie.

Po tych paru latach pływania wave zapragnęliśmy dokumentować to co robimy i stąd nasz profil. Podstawowy skład to Jashaka, Stawny, Odi i ja - Jacamakajta. Pamiętam że pierwszy spływ wave zrobiliśmy ze Stawnym w innym, bardziej eksperymentalnym składzie z Ustki do Rowów w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Następne downwindy były już składem założycielskim, o którym wyżej wspomniałem, a który ma się dobrze do dziś. Obecnie leci 3 rok jak pływamy wave. Oczywiście doszli nowi ludzie jak Marian, Marcin, Ronek, Dzik i jeszcze paru, ale trzon pozostaje ten sam. Naszym rodzynkiem w składzie jest Dagmara, dla której podobnie jak dla nas każda pora roku jest odpowiednia na pływanie.



Downwind Łeba ---> Jastrzębia GóraDownwind Łeba ---> Jastrzębia Góra


Projekt nie jest ograniczony tylko do naszych osób. Chcemy prezentować wszystkich bałtyckich faloholików, niezależnie czy na własnym podwórku czy gdzieś na świecie. Każdy będzie mile widziany, niezależnie czy kite, surf, wind lub sup. Planujemy zamieszczać relacje z wyjazdów, recenzje sprzętu, ciekawostki, konkursy, prezentować sylwetki lokalnych riderów, może jeszcze coś więcej . Cały czas pojawiają się nowe pomysły, więc powinno być ciekawie. Mile widziane podsyłanie nam fajnych fot z pływania, najlepiej w miarę możliwości na bieżąco, jak najszybciej po danej sesji.

O co chodzi w tych Waszych spływach? To nasz polski wymysł? Jak wygląda logistycznie taki przykładowy dzień?

Pozwól, że zacytuję fragment z Bena Wilsona "...downwind to jak płynięcie na jednej długiej fali..." więc to chyba nie polski wymysł. Jakiś spryciarz wpadł na to znacznie wcześniej niż my. Polega na płynięciu z wiatrem z punktu A do punktu B. Pozwala nam to na czyste i efektywne pływanie na fali. Nie marnujemy czasu, zdrowia i sił na ostrzenie. Skupiamy się tylko na fali, jak to poetycko określamy, tylko jej rżnięcie nas interesuje. Taka wycieczka to oczywiście logistyczne wyzwanie dla ekipy. Na początku spotykamy się na mecie (punkt B), gdzie zostawiamy auto z ciuchami na przebranie. Ze sprzętem gonimy drugim autem na start (punkt A). Na miejscu się przebieramy, rozkładamy i płyniemy. Po dotarciu na metę, przebieramy się i w nagrodę jedziemy po auto zostawione na starcie. Robimy stosunkowo długie spływy, więc trzeba się liczyć, że cały dzień schodzi. Zdarzały się powroty po północy. Idealnie jest gdy trafi się kierowca, ale niezbyt często jest, aż tak pięknie i wygodnie.



Powrót PKaPem po spływie wzdłuż półwyspu Powrót PKaPem po spływie wzdłuż półwyspu

Da się to pogodzić z pracą, domem?

Dla uzależnionego nic trudnego. Jak się chce to wszystko się da. Nie ukrywamy, że większość swoich działań organizujemy pod warun, kiedy takowy jest na horyzoncie. Mam tu na myśli obowiązki domowe, praca itd. Ja na przykład cały czas poza pływaniami staram się poświęcać rodzince. Świadomie rezygnuje z innych rozrywek czy atrakcji. W pracy prawie zawsze istnieje możliwość dogadania się z wyrozumiałym szefem. Świetną rzeczą jest opcja brania wolnego na 1/2 dnia. Znacznie ułatwia pogodzenie obowiązków służbowych i pasji, a przy okazji wolniej znikają nam nasze dni urlopowe. Reszta składu podobnie kombinuje zarówno w domu jak i w pracy. Dagmara na przykład nie mieszka w Polsce, a w miarę możliwości stara się skorelować swoje przyjazdy do kraju z warunkami wiatrowymi. Przy tej okazji chciałbym jednocześnie pozdrowić i podziękować naszym rodzinkom, bliskim i pracodawcom za wyrozumiałość oraz wspieranie naszej pasji!

O jakich miejscach mówimy ? W naszej centralnej części wybrzeża mamy SS w Łebie, rurociąg we Władku? Gdzie Wy trafiacie wymarzone fale ?

Wymarzone fale trafiamy w różnych miejscach na trasie. Zależy to głównie od takich czynników jak siła i kierunek wiatru, które z kolei determinują wybór trasy. Na pewno warte grzechu są okolice Ustki, okolice wraku Weststar, odcinek Poddąbie-Rowy czy przed Dębkami, Jastrzębia Góra i parę innych, o których może przy innej okazji. A tak na marginesie nie uważamy Łeby jako mega miejscówy jeżeli chodzi o fale, ale wiadomo to nasza subiektywna opinia.



6 chłopa, 6 dech, przynajmniej 12kitów i pełne torby z Ikea...6 chłopa, 6 dech, przynajmniej 12kitów i pełne torby z Ikea...


Poza paroma wyjątkami, nie ma tak, że zawsze napotykamy najlepsze fale w tych samych miejscach. Zależy to od stopnia rozbujania, całodniowego/dobowego układania się kierunku wiatru w stosunku do linii brzegowej oraz oczywiście od jego siły. Jak zaczynałem to nie rozumiałem dlaczego bardziej doświadczeni łejwiarze twierdzili, że pożądany jest off. Z czasem sam się przekonałem jaką pożyteczną robotę robi lekki offik wygładzając samą fale, zwiększając jej okres czyli odstępy pomiędzy i generalnie powodując znaczne złagodzenie siły fali, rażenia mielony i piany. W tym miejscu należy też wspomnieć o większej możliwości wyłączania latawki podczas jazdy na fali przy wiaterku lekko od brzegu.

A co z pływaniem stacjonarnym ? Co z uczeniem się fali, podchodzeniem do konkretnego przejazdu zadaniowo?

Generalnie pływanie stacjonarne odpuszczamy. Szanujemy, ale preferujemy spływy. Nie traktujemy pływania na fali zadaniowo czy jako współzawodnictwo. Liczy się frajda, zajawka, Spływy dają nam 100% radochy i zadowolenia. Uważamy, że jesteśmy w stanie więcej się nauczyć spędzając 3 godziny praktycznie non stop na fali aniżeli 3 minuty czy nawet 33 minuty na pływaniu stacjonarnym, o ile to ostatnie jest możliwe. Nasza penetracja wybrzeża podnosi jakość fal, które zaliczamy. Zdarzają się miejsca, napotkane po drodze, z falą jak nie z tego kraju. Do tego dochodzi obcowanie z różnorodną dziewiczą naturą. Spływ to forma wycieczki czyli przygoda! Nawet awaria w trakcie nie jest w stanie zmącić tego stanu euforii i maksymalnego zadowolenia! U mnie stacjonarnie wchodzi w grę Rurociąg lub wyjątkowy Secret Spot. Pływania na płaskim też nie odmówimy, wtedy jest okazja do ćwiczenia zwrotów, przejść, skoków.



Fal nie brakuje, ale o te najlepsze trzeba się bićFal nie brakuje, ale o te najlepsze trzeba się bić

Pływacie strapless, to podążanie za modą czy rzeczywiście fale na które polujecie są wystarczająco gładkie?

Zaczynaliśmy w strapach, trwało to około roku. Jak spróbowaliśmy bez to już nie przykręcamy. Niektórym z nas zdarza się pływać w strzemionach lub np tylko w jednym, patrz Odi :­D Zależy to od indywidualnych preferencji, potrzeb, oceny konkretnego warunu. Osobiście przestałem używać, ale to nie ma znaczenia. Liczy się zajawka i to jak kto się w czym dobrze odnajduje. Czuję za to, że moje kolana i kostki polubiły nowe deski na których pływam, gdzie nie ma możliwości zamontowania strapów. Fale jak to fale, raz są gładkie raz nie, ale to chyba nie jest jedyny czynnik decydujący o pływaniu strapless. Nic nie zastąpi uczucia jazdy na kawałku deski bez strzemion właśnie, o satysfakcji po wylądowanych skokach nie wspomnę.



nie zawsze wszystko wychodzinie zawsze wszystko wychodzi

Statystycznie w ciągu roku pływacie bardzo dużo, jak to możliwe?

Bo pływamy cały rok i bardzo rzadko odpuszczamy. Nie gardzimy wypadami na zachód, a w planach mamy ekspansje na wschód, o ile wujek Wladimir pozwoli. Latem potrafimy wyruszyć z Trójmiasta o 2­-3 w nocy, jeżeli prognoza jest tego warta. Niejednokrotnie zaczynaliśmy spływ o świcie. Naprawdę czasem warto się poświęcić, każda sytuacja ma swój urok. Wystarczy pomyśleć, że ktoś inny goni np z Warszawy nad morze na jednodniowe pływanie, a my mamy to pod nosem. Wtedy nie powinno być problemu z motywacją do nocnej czy bardzo wczesnej, porannej pobudki.



.., a za błędy czasami trzeba zapłącić.., a za błędy czasami trzeba zapłącić

Czy połączenie bardzo dużych dystansów, sztormowych warunków i zimowej aury jest rozsądne?

Taki sport, staramy się być ostrożni i minimalizować ryzyko, mamy swoje minimalne temperatury poniżej, których się nie wodujemy. Wbrew pozorom na spływach nie zapuszczamy się tak daleko w morze jak to ma miejsce na pływaniach stacjonarnych, gdy na przykład poniosło cię za długo na fali i wypada wrócić na swoje miejsce. Trzeba mieć świadomość, że w wodzie możesz liczyć tylko na siebie. Oczywiście koledzy mogą pomóc, ale nie zawsze jest to możliwe. W tym miejscu pozwolę sobie zacytować lokalnego weterana kitewave Mariusza Malinowskiego. Kiedyś pomógł jednemu z nas w trudnej sytuacji, gdy ten zgubił deskę (wtedy jeszcze tt). Sytuacja miała miejsce w Łebie. Na przemian słońce, deszcz, grad. Po całym zajściu ze stoickim spokojem podsumował nas: "kite to sport indywidualny, umiesz liczyć to licz na siebie".

Jak sobie radzicie w sytuacjach awaryjnych, co powinni wiedzieć Wasi naśladowcy ?

Drążysz delikatny, ale bardzo ważny temat. Naśladowcom na początek polecałbym spróbowanie się na krótszym odcinku np. Karwia -> Jastrzębia Góra i lepiej w okresie letnim, gdzie na wypadek jakiegoś niepowodzenia jest blisko do drogi i większa szansa na spotkanie spacerowiczów.


Przy tej zabawie awarie są nieuniknione. Należy zminimalizować ryzyko ich przykrych konsekwencji. Każdy uczestnik powinien mieć telefon w aquapacku z numerami do reszty kolegów i służb ratowniczych. Ważne jest, aby pływać w zwartej grupie i reagować od razu jak zobaczymy, że ktoś ma latawiec w wodzie czy zgubił deskę. Gdy ktoś dryfuje z latawcem w wodzie, który nie nadaje się do restartu to inni powinni zaopiekować się jego deską co znacznie poprawi komfort psychiczny rozbitka i spowoduje, że łatwiej będzie mu się rozstać z resztą sprzętu, gdy zajdzie taka potrzeba. Należy zapytać czy wszystko ok i czy będzie sam dryfował do brzegu. Zawsze można go trochę podholować tylnym uchwytem trapezowym, ale należy przy tym uważać, aby wspólnie nie zaplatać się w linki. U nas zawsze ktoś schodzi na brzeg i obcina sytuację z lądu, ewentualnie śledzi dryf deski, gdy nikt jej nie ogarnął. Tu należy pamiętać, aby zejść przynajmniej kilkaset metrów niżej aniżeli miejsce, w którym wydaje się wam, że rozbitek dobije do brzegu.



To nie snowkite, to grudniowy Ksawery :)To nie snowkite, to grudniowy Ksawery :)


Dryfowanie w wodzie, nie daj Boże przy off, plus prądy przy brzegu spowodują, że musimy skorygować nasze szacunki niezależnie czy dotyczy to kolegi w wodzie czy jego deski. Ostatnio sam miałem podobną sytuację i wielki komfort zapewnili mi koledzy krążący dookoła mnie jak rekiny, kolega asekurujący sytuację z brzegu, inny, który mnie podholował czy fakt, że zaopiekowali się deską. No i najważniejsze: w sytuacjach krytycznych nie zwlekać z rozstaniem się ze sprzętem, jeżeli wyciąga on nas w morze. Co innego, gdy mamy ciąg do brzegu, tutaj latawka może nam pomóc w szybszym dobiciu na plażę. Należy jednak pamiętać, aby nakrywająca fala nie wrzuciła nas na linki, bo zaplątać się nawet niegroźnie bardzo łatwo, co z kolei może spowodować niepotrzebną panikę. Reasumując jak mawia Odi "jak pływasz na off to zawsze musisz się liczyć ze stratą sprzętu", więc zdecydowanie nie polecamy.

Jakaś przygoda warta wspomnienia?

Każdy spływ to jakaś przygoda. Nie raz żartowaliśmy, że warto by te nasze wycieczki opisywać w pamiętniku. Prawie zawsze ktoś zapomni czy to butów czy baru, rozwali fina przed startem, bo źle zabezpieczył deskę na plaży itd.



Z poważniejszych akcji to warte wspomnienia jest zgubienie deski z dachu samochodu o 6 rano w drodze na spot. W wyniku tego zdarzenia płyniemy w 2 zamiast w 4. Jesteśmy czasowo spóźnieni w stosunku do prognozy przez co w trakcie odkręca i siada nam wiatr. Latawce na wodzie i holowanie się do brzegu. Kolega nie daje rady złapać dechy i jest zmuszony zostawić ją w wodzie. Po ogarnięciu latawek ruszamy brzegiem. Przemieszczamy się sprzed KBII w kierunku Jastrzębiej, jednocześnie kontrolując dryf deski oraz licząc, że sama zbliży się do brzegu. Niestety dechę minimalnie, ale stopniowo oddala od brzegu offowy wiatr i w Ostrowie mogliśmy pomachać nówce waveówce na do widzenia. Za to pozostała dwójka w tym czasie znalazła w rowie uszkodzoną sztukę, która spadła z dachu auta. Poza tą sytuacją wiele mniej lub bardziej miłych akcji jak niezapomniany, planowany powrót PKP na boso ze sprzętem z Helu, zgubienie GoPro gdzieś w Darłowie czy rozstanie się z nowym zestawem latawka, bar plus deska. Ta ostatnia po paru miechach została nam zwrócona przez Urząd Morski. Wszystkie wspomnienia, zarówno te miłe jak i mniej, bledną przy adrenalinie i stanie euforii jaki serwują nam nasze downwindy i pływanie na fali.



Na koniec w nagrodę zachód słońcaNa koniec w nagrodę zachód słońca

Dzięki za rozmowę i do zobaczenia na fali!

Dzięki, zapraszamy do śledzenia naszych poczynań na naszym facebookowym profilu Baltic WAVEholics, do zobaczenia na fali!

sieFotografuje

Krzysiek

top