06.03.2007
Baby na Bali

Legian BeachLegian Beach fot. Bali Camp


Brak zimy w Europie spowodował, że postanowiłyśmy poszukać słońca, pięknych plaż oraz fal na których będzie można się uczyć pływać na surfingu. Decyzja została podjęta dość szybko, na nasze wymarzone surfingowe wakacje wybrałyśmy wyspę Bali i trzy dni przed wylotem kupiłyśmy bilety.

Na Bali dotarłyśmy z jedną przesiadką w Singapurze liniami Singapore Airlines. Warto wspomnieć o tej linii lotniczej bo jest to jedna z najlepszych lini lotniczych na świecie. Na pokładzie nie moża się nudzić dzięki osobistym ekranom z różnorodnością filmów, gier playstation oraz pięknymi stewardesami. Podróż upłynęła nam wyjątkowo szybko mimo iż trwała 13 godzin.

Karolina Erol i Karolina Jeruzal  Karolina Erol i Karolina Jeruzal

Na wyspie przywitało nas piękne słońce mimo pory deszczowej. O tej porze roku na Bali panuje pora deszczowa a my wybrałyśmy się w najgorszym jej momencie czyli styczniu gdzie podobno jest najwięcej deszczu. Jednak w czasie trzech tygodni naszego pobytu tylko dwa razy padał deszcz w ciągu dnia i kilka razy niebo było zachmurzone co tylko było ulgą od ciągle świecącego słońca.

Znalazłyśmy przytulny hotelik w miejscowości Legian ok 20 min drogi od lotniska. Ceny na Bali są przystępne – z dwuosobowy pokój ze śniadaniem płaciłyśmy 10 euro. Jeśli jednak ktoś wybiera się na dłużej to warto wynająć dom. Wyspa jest dość turystycznym miejscem a tubylcy nauczyli się już naciągać przybyszy. Dlatego wszędzie I o wszystko należy się targować. Czasami można nawet zbić cenę o 50%. Zawsze też przed wejściem do taksówki należy ustalić cenę lub też wybierać taksówki z taksometrami – Blue Bird. No i mówić wszystkim że to nasz setny pobyt na Bali i nie damy się nabrać.

w gore

Nasza przygoda z surfingiem zaczęła się już następnego dnia. Znalazłyśmy nauczyciela poleconego przez znajomą z Polski. Okazał się nim wylansowany koleś z Jawy (wyspa obok Bali). Na nasze pierwsze zajęcia wybrałyśmy plażę Double Six w Legian. Jak wiadomo nie od razu zaczyna się na mega wypasionych falach, trzeba najpierw przejść podstawowe szkolenie na longboardzie na pianie lub jak kto woli „białych falach“. Niesamowitą frajdę sprawia jak się pierwszy raz stanie na desce i popłynie z falą, co jest bardzo proste. Jeśli ktoś miał już styczność ze sportami związanymi z jakąkolwiek deską to z początkami surfingu nie powinien mieć problemów. W miarę postępów dostaje się coraz mniejsze deski i próbuje się łapać fale w zależności od sopotu - raz z rozbiegu a raz pedałując (czyli machając rękami jak do kraula). Dla początkujących polecam plażę w Legian bo można się skupić na wstawaniu na deskę a nie męczącym pedałowaniu. Oczywiście i to nas nie ominie bo pedałowanie to sedno łapania dobrych fal.

Po kilku dniach trenowania na miękkich longboardach wyruszyłyśmy na zwiedzenie innych surfowych plaż. Z tubylcami wybrałyśmy się do Madewi. Madewi oddalone jest o dwie godziny drogi od lotniska na północny zachód (lotnisko to taki punkt orientacyjny w naszej opowieści). Jest to jednak spot dla lepszych surferów niż my. Fale są długie i łagodnie się załamują jednak pod wodą czekają kamienie i to całe ich mnóstwo. Kamienie same w sobie nie są jeszcze takie groźne ale tam porośnięte są muszelkami ostrymi jak brzytwy. Jeden nieudany ruch i pocięcia gotowe. Nie odstraszyło to jednak naszych towarzyszy wycieczki, którzy ruszyli na podbój fal. Było na co popatrzeć!

Owoc DurjanOwoc Durjan

W drodze powrotnej załapaliśmy się na kolejny przypływ I odwiedziliśmy miejscówkę o nazwie Nico’s Beach. Jest to jedyna plaża na Bali gdzie można spotkać… wielbłądy. Niestety służą one tylko atrakcja turystyczna dla Japończyków. Tutaj jednak mogłyśmy wykazać się naszymi surfingowymi umiejętnościami I złapać klika fal. Na koniec dnia miałyśmy okazję spróbować balijskiego przysmaku – owoców durjan. Durjan to kolczasty dość spory owoc z miąszęm o konsystencji podobnej do avocado, lecz o zupełnie odmiennym smaku. Na samą myśl o tym przechodzą mnie ciarki. Durjan śmierdzi okrutnie a smakuje jeszcze gorzej. Nie polecam tego przysmaku. Owoc ten tak śmierdzi, że nie wolno go wnosić do hotelów.

W takich domakach mieszkałyśmy na Bali CampW takich domakach mieszkałyśmy na Bali Camp


Na ostatni tydzień naszego pobytu przeniosłyśmy się do austriackiej szkoły Bali Camp. No i tu zaczęła się prawdziwa przygoda z surfingiem. Dostałyśmy mniejsze deski typu hybryda i solidną dawkę adrenaliny. Codziennie jeździliśmy po innych spotch, które były dobierane do poziomu uczestników. Moża było wybrać rodzaj szkolenia od podstawowego po intensywne. Intensywne czyli dwa razy dziennie, pierwsza zbiórka była o świcie, a kolejna po południu. Jeśli ktoś wybrał szkolenie podstawowe to pływał raz dziennie co i tak było bardzo wyczerpujące. Muszę przyznać że camp był super przygotowany a grupy w których się uczyłyśmy małe. Mieszkałyśmy w prześlicznych balijskich domkach. Codziennie miałyśmy vidocoaching przez co postępy były bardzo szybkie. Jedzenie na campie było wyśmienite. Przed porannym pływaniem można było zjeść tosta z kawa a po pływaniu czekała prawdziwa uczta złożona z różnorodnych naleśników z owocami lub miejscowego śniadania czyli ryżu z warzywami.

Tak zaczynają....Tak sie zaczyna...



a tak się kończy .......a tak się kończy. Fot. Bali Camp



Lokalne dzieciakiLokalne dzieciaki

Pierwszego dnia pojechałyśmy na plażę w Kutcie. Kuta to bardzo popularna miejscowość wypoczynkowa na Bali. Fale idealne dla osób początkujących i średniozaawansowanych. Niestety w sezonie plaża jest bardzo zatłoczona i trzeba walczyć o fale. Następnego dnia wybrałyśmy się na plażę w miejscowości Semyniak -idealne fale znajdują się tuż przed jedną z dziesięciu najlepszych knajp na świecie Ku De Ta. Dużym utrudniem są jednak fale załamywujące się tuż przy plaży. Kanał, którym można bezpiecznie wyjść w ocean znajduje się dość daleko – dlatego czeka nas tam spore pedałowanie. Ale warto! Fale są duże i bardzo łagodnie się załamują. Wracając do brzegu nie chciało nam się szukać kanału i na nasze nieszczęście wybrałyśmy drogę na skróty co skończyło się potworną pralką. W pewnym momencie już straciłam nadzieję że się wydostanę na brzeg. Za każdym razem co łapałam grunt pod nogami potężna fala łamała się na mnie i wciągała w głąb oceanu. Nasz instruktor ruszył mi na pomoc. Na szczęście przyszła chwila ciszy po tym mocnym secie i mogłam szybko wyjść na brzeg.

Tego dnia miałyśmy już dość zmagania się z falami. Wszyscy wybraliśmy się na wycieczkę do Uluwatu. Uluwatu to bardzo znany spot surfingowy dla zaawansowanych surferów. Największe fale są w sezonie letnim. Do plaży prowadzą strome schody w dół. Największym jednak wyzwaniem jest wrócić do samochodu po wyczerpującym surfingu. Spot jest dobrze przygotowany. Znajduję się tu kilka restauracji w których można nawet przechować swój sprzęt. Wielu Australijczyków zostawia tu swoje deski i przylatują tylko na weekend. Na tym spocie powstał film surfingowy „ULU 32“. Na filmie można zobaczyć nie tylko tą miejscówkę, ale wiele innych w Indonezji. Polecam!

Lokalni surferzy :)Lokalni surferzy :)

W drodze powrotnej wjechaliśmy na Dreamland - niegdyś był to sekretny spot surfowy. Teraz jednak to miejsce odwiedzin wszystkich turystów, którzy chcą zobaczyć tą wymarzoną plażę. Miejsce rzeczywiście przepiękne. Silny prąd oraz dość potężny beach break sprawia, że jest to miejsce dla zaawansowanych surferów. Dodatkowo w wodzie jest wiele skał.

Kolejnym spotem, który odwiedziłyśmy wraz ze szkółką „Bali Camp“ był spot Brawia w miejscowości Brawia. Jest to jedno z ulubionych miejsc japońskich surferów. Czasami walka o falę jest dość ostra. My jednak wybrałyśmy trochę mniejsze fale i nie byłyśmy zagrożeniem dla nikogo. Miejsce idealne zarówno dla pływających na prawą jak I na lewą nogę.

Ostatniego dnia wybrałyśmy się do Sanur. Sanur leży na zachodnim berzegu Bali. Tu jednak trzeba mieć szczęście do fal bo często w sezonie mokrym wieje wiatr. Można za to popływać na kitesurfingu. Co prawda na dużych latawcach wielkości 12, 14m. W Sanur są dwie możliwości pływania na surfie. Na początku miejscowości fale łamią się daleko od brzegu, dlatego należy wynająć łódkę od miejscowego rybaka. Dzięki temu utrudnieniu bardzo mało osób decyduje się na tę opcję co sprawia, że możemy mieć swoje wymarzone fale tylko dla siebie. Inna opcja to fale niedaleko portu. Tam jednak jest dość sporo kamieni na dnie.

Po trzech tygodniach na Bali uważam, że surfing jest najwspanialszym sportem na świecie!!! Nie można go porównać z żadnym innym!!! Jeśli tylko będziecie mieli okazję spróbować surfingu to musicie to zrobić! Napewno się zakochacie w tym sporcie tak samo jak ja.

Podziękowania dla instruktorów ze szkółki Bali Camp! www.surfcamp.at

sieFotografuje

Krzysiek

top