12.03.2015
O co chodzi w deskach bez dziobu

Świat surfingowy już miał tą fazę, kiedy w poszukiwaniu nowinek ktoś postawił uciąć dziób deski i stwierdzić, że to działa. Teraz pora na kite'a. NKB w tym roku oferuje dwie deski - Wham i Pro Series oparte na tym patencie. Krótsze na pewno są łatwiejsze w transporcie i nie mają delikatnego dziobu. Jak tłumaczy North są też szybsze i lepiej znoszą czop. Ciekawe czy przyjmą się na dobre. Swoją drogą, chyba ktoś nie do końca trzeźwy składał ten film.





Podobny koncept znajdziemy również w ofercie Liquid Force. Messenger występuje w dwóch długościach i tutaj w skrócie chodzi o to, żeby uzyskać mniejszą deskę o kształcie krawędzi z czegoś dłuższego. Dobrym rozwiązaniem są tutaj dodatkowe kanały na środku deski, które stabilizują trochę jazdę. Prezentacja deski zaczyna się w 6:20.





Slingshot również postawił na nowinki i ma w tym roku aż trzy deski bez dziobu. Jedną z nich jest T-Rex - deska, na której śmiga Patrick Rebstock. Pobudki wykonania takiej deski są takie same jak u kolegów powyżej. Do tego dochodzi przyjemna sprawa z różnym ustawieniem finów i system FCSII, który nie wymaga śrubek i żadnych narzędzi.





Osobiście nie jestem przekonany do tego rodzaju desek, ale nie można pozostać obojętnym na parę oczywistych zalet. Dziób zawsze był najbardziej wrażliwą częścią deski, więc pozbycie się go na pewno przedłuży życie niejednej deski. Mniejszy rozmiar ułatwiający podróżowanie to bzdura, bo przecież 5 stóp to i tak więcej jak 150 cm, więc dużo ponad jakikolwiek bagaż nadawany za darmo. Ze względu na mniejszą bezwładność na pewno sprawdzą się podczas przygody z freestylem strapless, ułatwiając naukę nowych tricków. Prawdopodobnie ten kształt zostanie z nami na dłużej, ale nie wierzę, że kiedykolwiek będzie w stanie wyprzeć klasyczny rodzaj desek. A Wy co myślicie?

Kuba

top